XV debata 'Inwestowanie w Nieruchomości’
Piętnastą edycję debaty „Inwestowanie w Nieruchomości” patronatem objęły bankier.pl, Klub Polskiej Rady Biznesu, europaproperty.com oraz IREM Polska, a partnerami wydarzenia były Infinity Partners, Instytut Rozwoju Warszawy oraz Innovative Facility Management Polska
Utrzymująca się niepewność na polskim rynku inwestycyjnym sprawia, że zmienia się profil inwestujących na nim podmiotów. Pojawił się także popyt na relatywnie nowy produkt, jakim są duże pakiety mieszkań przeznaczonych na wynajem – tak w skrócie można podsumować ożywione dyskusje podczas XV edycji debaty z cyklu „Inwestowanie w Nieruchomości”, która odbyła się w ubiegłym tygodniu w Klubie Polskiej Rady Biznesu w Warszawie
Debata miała miejsce krótko po zakończeniu międzynarodowych targów nieruchomości Expo Real
w Monachium, dlatego też jej uczestnicy byli dobrze zaznajomieni z najnowszymi danymi i trendami rynkowymi. Co ciekawe, według firmy doradczej Colliers, w pierwszej połowie 2017 roku pod względem wolumenu inwestycji w nieruchomości w rejonie Europy Środkowo-Wschodniej na pozycji pierwszej znalazł się rynek w Czechach, z wartością na poziomie 2,2 mld EUR. Czechy zmieniły na tej pozycji Polskę, w której wolumen inwestycji w tym samym okresie osiągnął poziom 1,5 mld EUR. Skąd ta nagła zmiana?
– To, co wydarzyło się na rynku czeskim, to po prostu jeden rok z dużą ilością transakcji, związaną
z pojawieniem się kilku dobrych projektów. Nie jestem pewien, czy to się uda powtórzyć – mówił Piotr Kaszyński, partner zarządzający firmy Cresa Polska. – Nie dostrzegam odpływu inwestorów z rynku polskiego. Obserwujemy wprawdzie trwające wciąż zawirowania na rodzimej scenie politycznej, nadal kwestią otwartą pozostają przepisy podatkowe dotyczące sprzedaży nieruchomości komercyjnych, ale wciąż pozostajemy dużym i atrakcyjnym rynkiem. Wskaźniki makroekonomiczne zachęcają do inwestowania, a oprócz Warszawy pozostają również miasta regionalne.
Jego optymizmu nie podzielała Anna Duchnowska, dyrektor ds. zarządzania aktywami funduszu Invesco RE. – Zmienia się profil inwestora na polskim rynku. Niemieckie fundusze inwestycyjne, które do tej pory były liderami wciąż się wahają. Niemcy lubią przewidywalność sytemu podatkowego i prawnego. I właśnie dlatego przenoszą się do miejsc przewidywalnych, jak Czechy czy Skandynawia, nawet kosztem tego, że muszą tam więcej płacić za porównywalne projekty. Ale w miejsce Niemców wchodzą inwestorzy azjatyccy, południowoafrykańscy, mówi się także o podmiotach z Ameryki Południowej. Niemcy działali długofalowo i byli w tym przewidywalni. Natomiast inwestor azjatycki szuka po prostu okazji. Dziś Polska, jutro Katalonia – oni są w stanie szybo te pieniądze przerzucić – ostrzegała Duchnowska.
Kto ma to wszystko wynająć?
Nowością w porównaniu do poprzednich edycji debat z cyklu „Inwestowanie
w Nieruchomości” była tematyka nieruchomości mieszkaniowych. Od początku 2017 roku zachodnie fundusze inwestycyjne penetrują nasz rynek w poszukiwaniu całych projektów lub dużych pakietów mieszkań przeznaczonych na wynajem. Potwierdzili to biorący udział w debacie przedstawiciele deweloperów mieszkaniowych: – Tak, od około 6 miesięcy otrzymujemy częste pytania o możliwość zakupu takiego pakietu – mówił Przemysław Pieniążek, dyrektor ds. nieruchomości w firmie deweloperskiej Dantex. Skoro zainteresowanie jest tak duże, dlaczego dochodzi do tak stosunkowo niewielkiej liczby transakcji? – Na naszym rynku brakuje po prostu odpowiednich, wyspecjalizowanych podmiotów, które byłyby w stanie wynająć taką inwestycję, zarządzać nią i zapewnić stały strumień pieniądza, który mógłby być kupiony przez fundusze. Nie ma po prostu firm
z odpowiednim doświadczeniem i dostrzegam tu bardzo duży potencjał do rozwoju – przewiduje Marcin Łoziński, prezes zarządu firmy Infinity Partners.
Kogo czekanie nic nie kosztuje
Jako że jednym z gości specjalnych tej edycji debaty był Jacek Wojciechowicz
z fundacji Instytut Rozwoju Warszawy (do niedawna wiceprezydent Warszawy ds. nowych inwestycji), sporo dyskusji toczyło się wokół tematyki paraliżu decyzyjnego na szczeblu administracji lokalnej, który potrafi opóźniać realizację nowych inwestycji o całe lata. Grzegorz Strutyński, członek zarządu firmy HB Reavis narzekał: – Nie jest tajemnicą, że największym problemem deweloperów budynków biurowych są procedury i decyzje związane z wydawaniem warunków zabudowy. W miastach regionalnych od zakupu działki do uzyskania pozwolenia na budowę może upłynąć zaledwie 4-5 miesięcy. W Warszawie ten okres mierzy się w latach. – Procedury są bardzo skomplikowane i opóźnienia nie wynikają tylko i wyłącznie z niechęci czy lenistwa urzędników. Proces tworzenia planów zagospodarowania, na podstawie których wydawanych jest większość WZ-tek w Warszawie często jest torpedowany na etapie konsultacji społecznych przez rozmaite stowarzyszenia, których członkowie mieszkają nierzadko poza stolicą. Ale nie dramatyzowałbym, że z tym wydawaniem decyzji jest tak źle – w ciągu ostatnich 20 lat zbudowano tu mieszkania dla 600 tys. ludzi, czyli tylu, ilu mieszka w całym Wrocławiu. Przy samej tylko ulicy Prostej w budowie jest więcej biur, niż jest już w całym Poznaniu – ripostował Wojciechowicz. Pozostali uczestnicy debaty chyba jednak nie dali się przekonać. – Od kupna działki do otrzymania pozwolenia na budowę inwestorzy czekają często nawet pięć lat. Władz miasta czekanie nic nie kosztuje, ale inwestora już tak i nie ma on na tę opieszałość żadnego wpływu. Taka sytuacja jest nieakceptowalna – protestował Piotr Bojar, dyrektor działu land & development advisory w firmie doradczej CBRE.